sobota, 8 marca 2014

Dzień Kobiet

- Mama mjolk

- Mama duka

- Mama mini

- Mama nini

- Mama kitty

Repertuar podstawowych zwrotów mojej córki. A na końcu każdego zdania powinien być wykrzyknik, bo ona to wypowiada w formie rozkazów. Dyktatorka mała. A ja ją dziewięć miesięcy nosiłam, własną piersią karmiłam! A ona teraz mi rozkazuje.

Nie łamię się jednak i poddaję ją eksperymentowi. Od około roku obserwuję i sporządzam notatki jej prób wymuszania. Teraz odwrócimy rolę. Zobaczymy co ona zrobi, kiedy to ja zastosuję jej metodę.
Płacz, krzyk to już oklepane. Level max, to położyć się na podłodze, najlepiej parkingu, super jak jest śnieg, a sceny dopełnia publiczność złożona z przypadkowych przechodniów. Płacz, krzyk, nogi i ręce wykonują bliżej nieskoordynowane ruchy. Dramat w pełni. Krótka przerwa na ocenę mojej reakcji i dalej niestrudzenie jedziemy. Uch. Aktorka dramatyczna mi rośnie. Rozwiązanie? Standard to zostawić i dać się wykrzyczeć, to zawsze szybciej przechodzi, ale taka akcja w plenerze, na niezbyt ciepłym podłożu może grozić chorobą. Delikwentka podniesiona, prowadzona za rękę. Ona niezbyt zachwycona, ja też nie do końca, ale ja urozmaicam sobie czas rozmową z miłą kobietką z Syrii, która swojego malucha niesie na rękach. Pewnie, żeby nie spróbował wymuszać metodą mojej księżniczki. ;)

Czas na odbicie piłeczki.
- Mama duka! - huk, że lalka leży 20cm od niej, ja muszę podać.
- Mama mjolk! - ok, nie odmówię przecież dziecku mleka. Pokazuję jej z kuchni kubek "Nei!", drugi "Nei!", czekoladowe mleko w kartoniku "Nei!". Dyktatorka pije tylko w jednej ulubione butli i nie chce w niczym innym.
Mała będziesz cały czas na 'nej'? Zobaczymy. Kładę się na podłogę, płaczę, pokrzykuję - repertuar podpatrzony u mistrzyni. Och o! Idzie. Czyli ma serce dla starej matki. Może przytuli, pogłaszcze, pocałuje? Taa, napewno! Serca nie ma ten elf rogaty! Wskakuje mi na plecy, ciągnie za włosy (lejce sobie znalazła) i ze śmiechem pokrzykuje "patataj, patataj"
Na starość się szklanki wody nie doczekam. Takie już życie kobiety.

- Meira mjolk.
Już wydudniła butlę i chce więcej. Idę dolać jej zanim coś zbroi.

Wszystkim nam kobietom (tej mojej małej w szczególności) życzę męża/partnera/babci/cioci czy innej dobrej duszy, która czasem gdzieś daleko zabierze małego diabła, a zwróci anioła. A no tak, to było do matek. Normalnym kobietom życzę szczęścia. Bo jak mamy szczęście to i dziecko nie choruje i nie trafiamy na głupiego szefa i w totka wygrywamy i jeszcze się jakiś przystojniak po drodze trafi.

Kwiaty
Źródło Piterest

wtorek, 4 marca 2014

Mają wszyscy, mam i ja. Czyli Share Week 2014

Ja to potrafię polecieć. Ostatni mój post jest z 1 września. Nie to, że odpuściłam blogosferę. Czytam codziennie kilkanaście blogów, a jak mam coś nie głupiego do powiedzenia, to nawet komentuję, ale u siebie jakoś ciężko mi coś napisać. Paradoksalnie im dłużej nie piszę, tym trudniej się zebrać.

Dziś się spięłam, zrobiłam postanowienie i piszę. Choć nie do końca to co faktycznie miałam. Post miał być o wczorajszym islandzkim święcie (swoją drogą bardzo pysznym), o maniaczce diabelskiego kota i przygotowaniu na święto jutrzejsze. Swoją drogą Islandczycy obchodzą bardzo dużo różnych świąt, w tym całkiem spora ilość to dni wolne od pracy, np. pierwszy dzień lata.

Te posty będą. Jak to mówią "co się odwlecze, to nie uciecze".

Od kilku dni na różnych blogach pojawiają się posty pod tajemniczym (pewnie tylko dla mnie) tytułem "Share Week". Jakoś zgrabnie je omijałam, aż nie pojawił się post Konrada. Ktoś nie zna? Wątpię. Chłopak o ciekawym poczuciu humoru, który od pierwszego dnia życia swojego bloga nieźle namieszał na blogach urodowych. Popatrzyłam o co chodzi i po szybkim "a kogo ja bym poleciła?" pojawiły mi się w głowie blogi, do których lubię zaglądać.

Całą akcję nakręcił Andrzej z bloga jest KULTURA.

Pierwszym blogiem, na którym szukam nowych notatek jest 3P.
Pisze go pozytywnie zakręcona dziewczyna, o poczuciu humoru podobnym do mojego. To się ceni. Trochę o życiu, trochę o jej pasji robienia makijaży, trochę o bieganiu (to ostatnie omijam, ale mi wybacza). Jej relacja z morskiej wyprawy mnie zachwyciła. Cały blog tętni poczuciem humoru, pozytywnym nastawieniem do świata i ciepłem.

Jeśli jesteśmy przy cieple, to zapewnia je blog Taste of life.
Basia, mama dwóch uroczych chłopców, żona przystojnego Tomka. Jak sama o sobie mówi: jest mistrzem logistyki. Ogarnia M&M'sy, pracę, szalone życie, a to wszystko w czasie kiedy mąż za wodą. Uwielbiam ją za to właśnie ciepło, nie marudzenie "bo coś", organizację, do której mi daleko. Podziwiam i uzupełniam swoje mp3 o polecane przez nią piosenki.

Masz w domu maluchy, którym znudziły się już wszystkie znane Ci zabawy? Zajrzyj na bloga Dzieciaki w domu.
Niewyczerpalna skarbnica pomysłów. Odkryłam ten blog w zeszłym tygodniu i jestem pod jego ogromnym wrażeniem. Dziecku nie potrzeba pierdyliona drogich zabawek, a uwagi rodziców. Angelika pokazuje jak z prostych rzeczy można razem z dzieckiem stworzyć coś niesamowitego, co zajmie go na dłużej niż dziesiąty samochodzik.

Inne spojrzenie na macierzyństwo. Wciągający blog fanki seriali. Usta-usta.
Życie pisze różne scenariusze, a ta niesamowita dziewczyna sama jest swoim scenarzystą. Mąż, dzieciaki i lekcje angielskiego. Pomiędzy tym czas na serial z kieliszkiem wina i poprzeprowadzkowe perypetie. Poczucie humoru, świadome macierzyństwo, pozytywna energia. Uwaga, wciąga!

Jestem strasznym żarłokiem. A samymi zdjęciami na blogu Bea w kuchni już można się najeść. Piękne zdjęcia, wyczerpujące opisy produktów i smaczki ze Szwajcarii. Kocham ten blog od lat. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby jakiś przepis od Beaty mi nie wyszedł, a polecana książka kulinarna nie spodobała.

To by było na tyle. A teraz biorę garść śliwek w czekoladzie i zanurzam się w nowości blogowe.

Bles bles